21.10.2019r
Pani Marta Kaczyńska w swoim felietonie w tygodniku Sieci zarzuciła rządzącym, że za mało przeznaczają środków na sport i rekreacje.
Pełna zgoda.
Ale już powiązanie gnuśności Polaków z ich nie najlepszym zdrowiem budzi nasze wątpliwości.
Według felietonistki, gdybyśmy się tak ruszali jak Skandynawowie czy mieszkańcy Beneluksu, gdzie aktywnych jest ok. 90% społeczeństwa, co roku mielibyśmy szanse na spadek o 2,2 tys. przypadków raka jelita grubego i 1,5 tys. raka piersi.
Czy na pewno?
Na tle świata zachorowalność w naszym kraju na choroby nowotworowe nie jest, przynajmniej na razie najwyższa.
WHO za pomocą wskaźnika zachorowania na raka na 100 000 mieszkańców sklasyfikowała nas w 2018 roku mniej więcej po środku.
Na wykresie umieściliśmy Polskę (zielony słupek) na tle państw o najwyższym i niskim wskaźniku zachorowalności na nowotwory.
* - Bośnia i Hercegowina
Polska w tym zestawieniu źle nie wypada. Jest mniej więcej pośrodku pomiędzy krajami zachodniej Europy, w których wskaźnik zachorowalności jest bardzo wysoki i państwami południa i wschodu Europy, w których ten wskaźnik jest niższy.
Tylko czy zwiększenie aktywności fizycznej obywateli przybliży nas do wskaźników na przykład Albanii czy Bośni Hercegowiny?
Znowu trochę statystyki.
Jakie są wskaźniki zachorowalności na nowotwory w krajach przywołanych przez felietonistkę jako wzory aktywności fizycznej?
Do zestawu krajów Beneluksu (wykres z lewej strony) i Skandynawskich (wykres po prawej stronie) dodaliśmy Polskę zaznaczoną zielonym kolorem. Nad każdym słupkiem wskaźnik zachorowalności.
To zestawienie budzi zdziwienie? Budzi!
Idąc tropem felietonistki można stwierdzić, że gnuśna Polska w tym rankingu wygrywa.
Więcej ruchu nie zapewnia mniejszej zachorowalności na nowotwory.
Ale żeby wszystko było jasne, nie jesteśmy przeciwnikami zwiększenia aktywności naszych obywateli, wręcz na odwrót.
I tu dochodzimy do tego co nas interesuje – stan środowiska.
W krajach aktywnych ludzi emisja zanieczyszczeń do powietrza była ogromna. I to wszystko pochłaniał człowiek: oddychając, jedząc, pijąc wodę. I mimo, że sytuacja systematycznie poprawia się to na razie efektów nie widać. Wskaźnik zachorowalności na nowotwory systematycznie w tych krajach rośnie.
Dotyczy to też naszego kraju.
Bo coś się stało pomiędzy 1990 rokiem, w którym na nowotwory zachorowało 83,4 tys. osób, a 2015 rokiem, w którym zachorowało ponad 160 tys. osób i ta zachorowalność nieubłaganie rośnie.
A jacy byliśmy aktywni w tym okresie rakowego wzrostu!
Znowu zerknijmy do nieubłaganej statystyki.
WHO dla oceny efektywności leczenia onkologicznego stosuje średni współczynnik zgonów.
W 2015 roku ustaliła go na poziomie – 102,4.
Dla Polski wyniósł - ok. 160.
Dla porównania w Niemczech, w których rejestruje się dużo większą zachorowalność na nowotwory, współczynnik zgonów był na poziomie średniej WHO.
W Europie razem z Rumunią i Węgrami dzierżymy palmę pierwszeństwa w ilości zgonów z powodu chorób nowotworowych.
I nie trudno zgadnąć, jaka jest przyczyna nadumieralności Polaków.
Jedne z najniższych w Europie nakłady finansowe na leczenie onkologiczne i ograniczony dostęp do nowoczesnych leków i terapii.
Z tego powodu w Polsce rocznie umiera nadprogramowo ok 30 000 chorych.
O te 30 000 osób warto powalczyć, w pierwszym rzędzie zwiększając wydatki na leczenie onkologiczne.
Trafnie podsumowała powyższy problem jedna z internautek: To jest wezwanie dla rządzących naszym krajem; jeżeli niewiele robicie dla poprawy środowiska, udostępnijcie nam na europejskim poziomie dostęp do terapii.
Krystyna Kowalska
Tagi: rak, nowotwory, terapie, WHO, Marta Kaczyńska,